piątek, 31 maja 2013

Co z tą Polską panie premierze?

Wbrew dzisiejszemu tytułowi nie będzie o sz.p. Tusku ani nawet o polityce. 

Zapytacie więc skąd ten tytuł. No cóż. Czytając dzisiejsze internetowe wydanie magazynu "Wprost" tylko to przychodzi mi do głowy. Ale zostawiając panią prezydent Warszawy, jej nieszczęsne pięć złotych ( a raczej jego brak ) i ochroniarzy kupujących  prezydentowi Gruzji... botoks, przejdźmy do tematu głównego. Po takiej dawce skrajnie debilizujących i ogłupiających wiadomości powinnością jest już wkleić odpowiedni obrazek:


Dzisiaj pozwolę sobie wystrzępić jakże drogocenne palce na temacie jakim są SERIALE. Właśnie tak! Wzrok was nie zawiódł. Serial... wg wikipedii wieloodcinkowa telenowela najczęściej ograniczająca się do ludzkich problemów (BUHAHA) przy okazji reklamująca jakiś produkcik czy dwa. Ponoć w Ameryce każdy dobry filmowy aktor zaczynał od komercyjnego szajsu jakim jest serial. Takie rzeczy niestety nie u nas. Dobrzy aktorzy w Polsce zaczynają w teatrze a kończą w serialu. 
Jednak zdarzają się perełki i w tym świecie, pełnym sztuczności, blefu i robienia z człowieka idioty. Mam na myśli oczywiście kultowy serial pt. "Gra o Tron". Jedyny taki, który z PRZYJEMNOŚCIĄ da się oglądać. 
Właśnie w tym momencie czuję jak podnoszą się głosy oburzenia:
-Aleeee "Pierwsza Miłość"!!!
-A co z "M jak Miłość"???!!
-A co z "D jak Dupa"?!!


CZAS Z TYM SKOŃCZYĆ MOI DRODZY PATAFIANIE!

Przepraszam, choć raz chciałam się poczuć jak gościu z telezakupów Mango.
Chyba sami przyznacie, że obecne polskie seriale, tylko zaśmiecają nasze umysły i robią nam kaszkę z mózgu. Rozprostowują jakże cenne zwoje mózgowe! "Barwy szczęścia" i te inne głupie, małostkowe telenowele marnują nasz czas. Ostatnio nawet zaciekawiona ( i nie chcąc być nazywana osobą zaściankową) usiadłam i obejrzałam dwa lecące zaraz po sobie, odcinki znanych całej Polsce tasiemców. TO BYŁO STRASZNE! Dialogi na poziomie Barvo Girl i chodzące drewna, na tyle bezczelne aby nazywać się AKTORAMI. To było półtorej godziny udręki. Po raz kolejny doznałam oświecenia i przykładu na to, że coś może być nawet na tyle głupie aby śmieszyć. 
Jednak nie myślcie sobie, że to nasze rodzime nowelki prowadza prym wśród swoich światowych pobratymców. Co to, to nie! Jest jeszcze coś gorszego, coś co chyba zna każdy. Coś co kończy się... nie, w zasadzie to coś nie ma końca. Serial durniejszy i przebijający wszystkie inne o miliardy lat świetlnych... Chyba już domyślacie się o czym mowa.

MODA NA SUKCES! Odmóżdżacz odmóżdżający nawet tych odmóżdżonych! Coś co przeraża nawet ludzi gotowych na Zombie Apokalipsę! 
Ostatnio mając serdecznie dość wszelkiego co mądre, piękne, poznawcze i uszlachetniające włączyłam telewizor i zbaraniałam. Po dwóch minutach pomyślałam to co seksowny Dean Winchester.
I zwątpiłam. 

Od tamtego czasu zwróciłam honor nawet "Szpitalowi". Swoją drogą reklama ostatniego odcinka całkiem mnie zaciekawiła. Nóż w dupie to prawie tak ekscytujące jak Tom Hiddleston w mokrym podkoszulku.
Wracając do tematu.
I kończąc z gifami.
Seriale to... to za dużo nawet jak dla mnie. 
Dlatego zostawiając wam na pociechę umysłową kontemplację, nie zamieszczę w tym poście zakończenia. Nie będzie jednej, zwartej zszywki zbierającej ten cały bajzel. Dobrej nocy. 



I przepraszam, słownośś nie jest moją dobrą stroną... w zasadzie nie jest żadną "stroną". :)

czwartek, 30 maja 2013

Na tapetę weźmy Cannes


Złote palmy już przyznane, przeczekałam szum i biorę sprawę w swoje dłonie.

Myślałam, że będzie wrzało o wiele, wiele bardziej a tu siurpryza. Wyborcza zdołała streścić całe Cannes w dwóch stronach, nie było medialnej nagonki, wszystko odbyło się bez większego echa. Czyżby zmiana na lepsze?
Oglądałam galę na jednym wdechu, co ciekawe nawet nie znając francuskiego śmiałam się z wybiórczych żartów Audrey Tautou, czekałam na główną atrakcję wieczoru- ogłoszenie laureata złotej palmy. Można było spodziewać się naprawdę wszystkiego. Oczywiście miałam swoich faworytów, aczkolwiek zdawałam sobie sprawę, że to mało prawdopodobne aby któryś z nich wyrwał statuetkę.



 Nie myliłam się, wygrał film, który był nie wątpliwie najgłośniejszy i najbardziej propolityczny (jeżeli w ogóle można użyć w stosunku do niego takiego słowa) czyli "Życie Adeli". Film przedstawiający ponoć egzystencję bez pomijania żadnego jej elementu, nie czynienia jednego ważniejszym niż drugi. Film (między innymi) o miłości lesbijskiej, czyli tematu wzbudzającego tak wiele różnych emocji...

Mimo, że ponoć obraz jest dobry, a sam reżyser Abdellatif Kechiche stworzył nam wszystkim dzieło do nie lada intelektualnych rozmyśleń, mam mieszane uczucia.
Koniecznym jest wspomnieć, że filmu nie oglądałam, dlatego można bardzo sceptycznie podchodzić do tego wszystkiego co tu piszę (...najzdrowsze podejście). Jednak ja osobiście nie mogę oprzeć się wrażeniu, ze to wszystko było po prostu do przewidzenia a Cannes stało się kolejnymi amerykańskimi Oskarami.
Filmy dobre dzielą się na te potrzebne i na te... nazwijmy je INNE, pełne artyzmu, czasem zrozumienia, innym razem po prostu kierujące nas do umysłowej kontemplacji. Mimo, że chłodny obraz Kechiche'a miał należeć do tej drugiej grupy wbrew wszystkiemu zarządził się sam i wpasował w pierwszą. Nie chce mi się wierzyć, ze to przypadek. Film o parze homoseksualnej akurat wtedy gdy oczy całej Europy są skierowane na właśnie tę sprawę?  Może projekt "Życie Adeli" miał nam coś uzmysłowić ale dlaczego od razu wręczać mu złotą palmę tylko dlatego, ze historia skupia się na lesbijkach- temacie tabu, temacie, na temat którego tyle zdań ile wypowiadających się.
Rozmawiałam na ten temat z moim kolegą, kolegą homoseksualnym. Zdziwiło mnie, że ten pomysł tak bardzo mu się spodobał, że nie zobaczył w tym nic dziwnego. Powiedział, że to dobrze, że kino się otwiera, że nie ograniczają go obecne problemy społeczne. Pomyślałam sobie "What the fuck ar he talking about!?"
Moim zdaniem to działa na odwrót, niedługo zaleje nas masa filmów z całującymi się dwoma dziewczynami bądź facetami. Czy tego chcemy od światowej sławy twórców? Czy tego chcemy od niezależnego kina? ( Bo za takie właśnie utrzymuje się ponoć Cannes)
To cholernie trudny temat, ja poczułam rozczarowanie. Nie dlatego, ze wygrał film o parze ładnych dziewczyn, nie dlatego, że wygrał film, który pokazuje, że takie tematy w kinie są nietykalne, bo NIE SĄ. I doskonale zdaję sobie z tego sprawę. Zabolało mnie to, że nie docenione zostały inne filmy, być może lepsze, ale zupełnie nie pasujące do tych wspomnianych przeze mnie wcześniej dzieł "potrzebnych".
"Życie Adeli" zainteresowało mnie strasznie. Na pewno obejrzę ten film i może wtedy obraz i przekaz staną się łatwiejsze; prostsze. Póki co nie mam zdania na temat tego filmu, nie będę się ograniczała, poczekam i wtedy ocenię. Dzisiaj pozostanę przy lekkiej nucie sceptycyzmu i zainteresowania.

I pamiętajcie, że nie jestem obiektywna.
Jak zwykle przemawiał za mną subiektywizm i stronniczość.






TO DO ZOBA.


wtorek, 28 maja 2013

Sursum Corda!

Każdy w pewnym momencie swojego życia (zazwyczaj tym najbardziej bezowocnym) chce zrobić coś ważnego. Coś doniosłego. Chowając kartkę z napisem "Periculum In Mora" postanowiłam wziąć sprawę w swoje ręce.

Kończąc z bezsensownym pieprzeniem o Chopinie, zamierzam stworzyć swój własny pentastyl. Kończąc z mądrymi wyrażeniami, publicystyczny blog będący jakimś azylem. Azylem od piekła dnia codziennego. Nie mam na co narzekać i też nie o tym zamierzam pisać. Oczywiście współczucie w dzisiejszych czasach sprzedaje się najlepiej, aczkolwiek mi nie macie czego współczuć. Abstrahując od tego wszystkiego niecna Mery pojęła odwieczną tajemnicę i nauczyła się przedłużać własną rękę. Dłoń ta będzie barwiła się każdym kolorem tęczy, nie zamierzam ograniczać się do jednego wybranego tematu. Grunt to wzbudzenie zainteresowania rzeczami oczywistymi przedstawionymi w nieoczywisty sposób. Zobaczymy czy uda mi się osiągnąć odpowiednie rezultaty... Składając wszystko do jednej, zgranej (na swój sposób) kupy, znajdziecie tu coś o malarstwie, muzyce, filmie, książkach, polityce, coś niewybrednie wrednego i zapewne coś nienaturalnie małostkowego. Taka już jestem. Niedługo zresztą przekonacie się o czym mowa.
Omne principium difficile, jak mówi moja pani od łaciny. Jednak ja jestem uparta... i ambitna.
Obiecuję, że będzie wesoło.
Zapnijcie pasy, bo właśnie siadacie do prawdziwego rollercoastera...
JAZZZDAAA